Nie ma to jak zagwizdać na ulicy
(…) Właśnie rozmawiałam dokładnie o tym kilka tygodni temu w liceum z grupą
pierwszoklasistów na mojej lekcji angielskiego. Rozmawialiśmy o homoseksualizmie
z powodu aluzji doń poczynionych w książce którą akurat przerabialiśmy, i wielu
chłopców rzucało komentarze w stylu „To obrzydliwe.” Wszczęła się dyskusja
i w końcu jeden z uczniów przyznał, że był pełen obrzydzenia i przerażenia,
kiedy pewnego razu w taksówce zaczął się do niego przystawiać pasażer płci
męskiej.
Na to zapaliła mi się lampka. „Ach,” ‒ powiedziałam. „Rozumiem. Widzisz, boisz
się, bo po raz pierwszy w życiu padłeś ofiarą niechcianego seksualnego natarcia
ze strony kogoś kto jest w stanie użyć posłużyć się przeciwko tobie siłą.”
Chłopiec przytaknął i zadrżał.
„Ale,” ‒ kontynuowałam ‒ „Jako kobieta, uczysz się z tym żyć od czternastego
roku życia, i to nigdy się nie kończy. Żyjemy z tym strachem, dzień w dzień,
przez całe życie. Każdy mężczyzna przechodzący przez podziemny parking jest albo
niegroźnym nieznajomym, albo potencjalnym gwałcicielem. Za każdym razem.”
Dziewczęta w klasie przytakiwały. Chłopcy wyglądali na autentycznie
zszokowanych.
„Więc pomyśl o tym następnym razem kiedy będziesz podrywać dziewczynę. Być może
ona, tak jak ty wtedy w taksówce, wcale tego nie chce.
Źródło
Komentarze
- torero (2013-04-21 11:02:41): Ale dlaczego mówić o tym tylko w kontekście
“niechcianego podrywu”? Potencjalne zagrożenie przemocą dotyka wiekszość
populacji i w kontekście jej użycia nieszczególnie ma znaczenie, czy grupa
typków idących z przeciwka chce cię zgwałcić, czy “tylko” skroić z portfela,
komórki i skopać do nieprzytomności. Notabene dla unikania kręgów,
gdzie “sexual advances” czynione są właśnie w ten sposób, wyklinana
współcześnie kultura mieszczańska stworzyła instytucję “niezadawania się z
niewłaściwymi osobami”, co względnie dobrze izolowało niechcących.
- hcz (2013-04-22 00:20:52): No nie, przepraszam ale ten tekst jest wyjątkowo
durny. Idąc tym tropem, powinienem każdego człowiek, którego mijam na ulicy
podejrzewać, że chce mnie zadźgać (a raz mi się to zdarzyło i jakoś nie mam
traumy). No i nigdy nie powinienem mieć żadnej dziewczyny, bo przecież
na samym początku znajomości powinna podejrzewać, że chcę ja zgwałcić.
Że nie wspomnę o tym, że moja małżonka powinna siedzieć w domu trzęsąc się ze
strachu, bo jak z niego wyjdzie, to będzie otoczona przez potencjalnych
gwałcicieli.
- automaciej (2013-04-22 08:27:29): Szukam, ale nie widzę nigdzie w tym
tekście żeby było napisane że ktokolwiek miał siedzieć w domu, albo że
ktokolwiek ma nie mieć dziewczyny.
- Ciemnozielony (2013-04-22 10:55:34): Ja bym chciał widzieć wkoło same
potencjalne gwałcicielki, nawet specjalnie bym nie uważał.
- Karol "Zal" Zalewski (2013-04-22 12:50:52): @Ciemnozielony: Ja
bym uważał. Gwałty na mężczyznach zdarzały się czasem w czasach wojen, w
miejscach w których pozostały głównie kobiety, a większość mężczyzn wybyła na
wojnę. Problem z nimi (tj. gwałtami) polega na tym, że są zazwyczaj na tyle
brutalne, iż mężczyzna w najlepszym przypadku wychodzi z tego jako kaleka.
- Ejdzej (2013-04-22 15:09:42): @hcz: oczywiście, że nie jest tam tak
napisane, bo nie o to chodzi żeby “iść dalej tym tropem” i formułować jakieś
ogólne tezy, tylko żeby zatrzymać się przy białych, heteroseksualnych,
uprzywilejowanych mężczyznach i to ich urabiać tak długo, aż zrozumieją.
- torero (2013-04-22 15:34:14): @Ciemnozielony: a teraz zwizualizuj sobie w
roli gwałcicielki Środę / Senyszynową / Pawłowicz / Grodzką / niemal dowolną
babę z dziekanatu i wyjdź :P
©2003-2024 Maciej Bliziński