Tak, są rzeczy których mi brak. Na przykład, polskiego słowa na evidence.
Polskie słowo „dowód” jest za mocne, evidence to nie dowód, na który jest inne słowo: proof. Evidence to coś, co może być mocniejsze (lepsze) albo słabsze (gorsze). Również, mimo tego że jest czymś namacalnym, ma subiektywny charakter. Ta sama rzecz może być dla jednej osoby evidence, a dla drugiej nie.
Niezłym słowem mogłoby być „świadectwo”, gdyby nie to, że jest przede wszystkim używane w odniesieniu do świadectw szkolnych. Jeżeli już używa się słowa „świadectwo” w jakimś innym znaczeniu, to w chyba tylko kościele. Nie za dobry wybór. Poza tym, jest ono używane w sensie zeznań, które się składa, np. „świadectwo kogoś tam w sprawie jakiejś tam”.
Można mówić trochę naokoło, np. użyć sformułowania „świadczyć o”. Niestety, często jest potrzebny rzeczownik. Na przykład „there is no evidence for this belief”, rozdyma się do „nie ma niczego, co by świadczyło o słuszności tego poglądu”, i brzmi jak dla mnie po prostu nie po polsku.
Najlepszym znanym mi dotychczas przybliżeniem evidence jest „materiał dowodowy”. Materiał dowodowy nie jest dowodem i może być lepszy albo gorszy. Ma też charakter subiektywny: słowo „materiał” sugeruje że jest to coś namacalnego, co można obejrzeć i zinterpretować. Niestety, brzmi trochę górnolotnie, i są sytuacje w których to sformułowanie jakoś nie pasuje.
Przy odrobinie zaparcia można w polskim wyrazić tę samą ideę, więc tragedii nie ma… szkoda tylko, że nie ma do niej przypisanego jednego zgrabnego słowa.
Można oczywiście popełnić nadużycie i zacząć mówić „nie ma na to żadnej ewidencji”. Po pierwszej fali płaczu i zgrzytania zębów ze strony lingwistów-purystów, nowe znaczenie weszłoby do słownika i problem z głowy.
Tymczasem zawsze można wrócić do starego, dobrego „a kto ci o tym powiedział?”
©2003-2024 Maciej Bliziński