automaciej: …albo właściwie odwrotnie: przeciwstawiał mądrość
racjonalizmowi
iceteajunkie: „mądrość” w sensie?
konfucjańską? :)
automaciej: nie był taki głupi żeby cokolwiek definiować
iceteajunkie: ach, ostrożny gracz, już mi się podoba :D
automaciej: gracz, powiadasz… no właśnie… a mi się wydawało że dyskusja
to działalność kooperatywna
iceteajunkie: masz rację, wydawało Ci się 8)
automaciej: bo w zasadzie… jeżeli to ma nie być działalność kooperatywna,
to po co w ogóle brać w niej udział?
iceteajunkie: no jak to? kompetyszon! kto ma dłuższego…
Przyjmijmy roboczo, że dyskusja jest formą rywalizacji. (Według mnie jest to głupie i wolałbym żeby tak nie było, ale być może faktycznie w przyrodzie tak się zdarza i trzeba się z tym pogodzić.)
W rywalizacji chodzi o to, żeby być lepszym. W sporcie jest to o tyle proste, że wyniki można łatwo zmierzyć. Kto pierwszy dobiegł, albo kto wbił gola, jest dość dobrze naocznie widziane. Wbicie gola też może być czasami poddawane dyskusji, ale w większości przypadków sprawa jest ewidentna: piłka w siatce, gol wbity.
A co w dyskusji? Przecież to jest tylko jakiś ciąg symboli, graficznych albo akustycznych. Skąd wiadomo że się dyskusję wygrało albo przegrało? Jeżeli się to stwierdza samemu, to można to stwierdzić już na wstępie i oszczędzić sobie wysiłku. A może chodzi o to, żeby druga strona przyznała się do porażki w dyskusji? Tylko co to znaczy, przyznać się do porażki? Wygenerować odpowiedni ciąg symboli? W takiej sytuacji, żeby nie przegrać, można po prostu nigdy takiego ciągu symboli nie generować.
Więc może chodzi o ocenę dyskusji przez jakąś publiczność? Publiczność która ocenia dyskusję niezależnie, może sama zadecydować, kto wygrał rywalizację. W ten sposób też dyskusja musi być prowadzona w bardziej sensowny sposób, bo jeżeli ktoś dyskutuje w nieuczciwy sposób, zostanie to (miejmy nadzieję) zauważone. Dobrą zasadą jest przyjęcie, że osoba która pierwsza wspomni o Hitlerze, przegrywa dyskusję.
Ale co to właściwie jest publiczność? W praktyce publiczność rzadko kiedy bywa obiektywna i niezaangażowana. Poza tym, co to w ogóle jest publiczność? Co stanowi jednostkę dyskusji? Nick na forum? Użytkownik na Wikipedii? Nic prostszego, tylko zrobić sobie kilka pacynek i mamy już publiczność. Dalej, co to znaczy że publiczność coś stwierdzi? Czy chodzi o jakiś jej niedostępny wewnętrzny stan? Jeżeli tak, to równie dobrze możemy rozmawiać o duchach. Jeżeli publiczność ma wyrazić werdykt poprzez jakąś wypowiedź, to automatycznie staje się częścią dyskusji, i przestaje być publicznością. Wracamy do oryginalnego problemu, w którym z braku obiektywnej oceny, żeby nie przegrać, wystarczy nigdy nie powiedzieć że się przegrało.
Wszystko to jest frustrujące. Wydaje się że dyskusja w ogóle nie ma sensu, ani jako dyskusja (to chyba jest oczywiste), ani jako rywalizacja.
Więc co robić, nie prowadzić takich dyskusji? Ale skąd wiedzieć, która dyskusja jest normalna, rzeczowa i kooperatywna, a która jest rywalizacją? Możemy przyjąć że używanie nieuczciwych chwytów dyskwalifikuje dyskutanta.
Powiedzmy że ktoś nieuczciwie dyskutuje… co możemy zrobić? Nie możemy przecież zmusić go do niczego, możemy tylko modyfikować swoje zachowanie. Co zrobić w takiej sytuacji? Przestać dyskutować? Jeżeli zaczniemy opuszczać każdą dyskusję w której druga strona używa chwytów poniżej pasa, w krótkim czasie będziemy chcieli przeprowadzić się do skalnej groty w górach.
Można też powiedzieć że to wszystko są skale szarości, że jeżeli ktoś dyskutuje tylko trochę nieuczciwie, to można go ostrzec, dać szansę, a dopiero kiedy widać wyraźnie, że nic z tego nie będzie, wycofać się… ale to jest porada podobna do „bądź sprytny” albo „ciężko pracuj”, czyli żadna.
©2003-2024 Maciej Bliziński