Dzisiaj pisałem e-mail, o którym wiedziałem, że trafi do osoby studiującej
teologię. List był na temat zupełnie z religią niezwiązany, ale w pierwszej
wersji wymsknęło mi się takie coś:
(…) którzy, o ile religijni fanatycy nie spowodują wybuchu kolejnej wojny
światowej, będą żyli w o wiele bardziej (…)
Jednak kiedy zapytałem się zaufanej osoby, czy jest w porządku wsadzać taką
szpilę, dostałem odpowiedź, że nie, nie jest w porządku. Jeżeli chcę zacząć
jakiś temat, powinienem zrobić to otwarcie w osobnym liście. A zasadniczy
temat, który zamierzam rozpocząć, powinien być czysty, pozbawiony
jakichkolwiek dodatkowych „wstawek”. Dobrze więc, dokonałem autocenzury i
napisałem tak:
(…) którzy, mam nadzieję, będą żyli w o wiele bardziej (…)
I tutaj naszła mnie refleksja a’propos blogowania i komentarzy. Wyobraźmy sobie,
jak mógłby zareagować na taką wzmiankę teolog? Prawdopodobnie, wcisnąłby
„odpowiedz”, i całkowicie ignorując zasadniczy temat listu, odpowiedziałby na
ten właśnie fragment. Nie zmieniając nic w polu „Subject”. Czy przypadkiem nie
to dokładnie to, co powoduje że bardzo często obserwuję komentarze nie na
temat? Ktoś czuje się w jakiś sposób osobiście czymś dotknięty
i odpowiada tylko na jakiś fragment, zanim w ogóle zrozumie, o czym mówi całość.
Wydawać by się mogło, że rada jest prosta: w jednym wpisie poruszać tylko
jeden temat. Ale czy to nie spowoduje że wpisy będą potwornie nudne? Czy
łączenie tematów, skojarzenia i odnajdywanie związków nie jest tym, co ludzki
umysł umie najlepiej i lubi najbardziej?
Próbowałem innych technik, na przykład poruszając jakiś temat, pisałem
wprost, o czym
jest dany wpis. Dalej dołożyłem wstawkę że jest to tylko wstęp i bardzo proszę
o nie komentowanie tej części. A komentarze były i tak na ten właśnie poboczny
temat, a jedyne co wskórałem, to wzmianka na początku jednego z komentarzy:
„wiem że piszę nie na temat, ale…”
Czy komentarze nie na temat mi przeszkadzają? Tak, przeszkadzają. Dlaczego?
Dlatego, że powoduję rozwodnienie oryginalnego tematu, a myśl, którą próbowałem
przekazać, rozmywa się. Jeden jedyny hcz przeczytał post, zrozumiał co mam na
myśli i odpowiedział na temat.
O tyle o ile komentarze nie na temat są irytujące, o tyle komentarze na temat
są ciekawe, potrafią poddać nowe myśli i autentycznie wnieść coś do tematu.
Nie chciałbym z nich rezygnować.
Co więc robić? Cierpieć niezrozumienie? Odrzucić skojarzenia i przyjąć nudę? W
ogóle zablokować komentarze?
Komentarze
- Joanna (Typoagrafka) (2007-11-17 22:36:54): Rozumiem Twoje rozterki, sama
je miewam nie raz. Dawniej się tak nie przejmowałam, a ostatnio tak mnie
wkurzyły komentarze nie na temat, że je po prostu usunęłam (komentując ów fakt
w samej notce). Myślę, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi i wszystko
zależy od konkretnego artykułu, komentarza i komentującego :-) A także od
aktualnego nastawienia i nastroju autora artykułu („właściciela
bloga”). Nie ma czarne/białe.
- hcz (2007-11-17 23:52:43): Sprawa wydaje mi się dość prosta. Decydujesz się
na blogowanie == godzisz się na komentarze nie na temat. Jeśli Ci to
przeszkadza to przerzuć się na dyskutowanie IRL w
cztery oczy. Wtedy będziesz mógł na bieżąco kontrolować przebieg dysputy.
Problem nie jest nowy. Muzyk nagrywający płytę też naraża się na pochopne
komentarze w stylu „nie podoba mi się brzmienie gitary w drugim
utworze” czy „perkusista mógł zagrać inaczej niż zagrał” .
Bez wnikania w to, co twórca chciał powiedzieć. Podobnie filmowiec, pisarz,
ktokolwiek kto „wypowiada” się publicznie…
- hcz (2007-11-18 01:27:24): Jeszcze jedno (być może głębsze) przemyślenie:
czy studenci teologii powinni podlegać jakiejś specjalnej ochronie? Czy
fundamentalizm religijny jest tematem tabu w obecności osoby wierzącej?
Może w obecności muzułmanina nie należy wypowiadać słowa
„świnia” a przy programiście Javy nie wspominać o programowaniu
funkcyjnym…? Wszystko możliwe — polski prezydent (za pośrednictwem
swego brata(!)) za obraźliwe uznał sformułowanie „bracia
Kaczyńscy”…
- Riddle (2007-11-18 03:17:58): Skoro nie na temat, to co robi
<blink> w tytule?
- Automaciej (2007-11-18 04:55:18): @hcz: Sprawa jest prosta jeżeli chodzi o
komentowanie publikacji gdziekolwiek. Ale jeżeli chodzi o komentarze pod moim
wpisami na moim joggerze, to sprawa wygląda inaczej: jest to mój jogger i
komentujący są czymś w rodzaju moich gości. I jeżeli bałaganią, robią to u
mnie, a nie u siebie. I dlatego mi to przeszkadza. Osoba dodająca
drugi komentarz dopisuje coś nie tylko do mojego wpisu, ale również do
komentarza powyżej, i często odpisuje na komentarz (nie na temat), zamiast na
wpis. Coś jak w łańcuchu Markowa: każdy komentarz zależy od poprzedniego.
Najsensowniejsze wydaje mi się połączenie ograniczenia dygresyjności, żeby
nie karmić trolli, oraz moderacji, czyli zastrzeżeniu że komentarze mogą być
usuwane według mojego widzimisię. W końcu tutaj to ja mam przycisk do
kasowania komentarzy, a nie kto inny. Co do studentów teologii to nie,
nie powinni podlegać żadnej ochronie. Tutaj chodzi tylko o formę: zamiast
wsadzać szpilę w wiadomości na inny temat, napiszę osobny e-mail.
@Riddle: Nawiązuje do User
Friendly.
- Mystic (2007-11-18 11:07:17): Wydaje mi się, ze ludzie o których piszesz
raczej są z natury tacy ze szukają dziury w całym, wypatrują wszędzie w
tekstach gdzie ma miejsce urażenie ich, uważają ze wiedza lepiej i ze w
pewnych kwestiach naprawią Twój „zły światopoglad”. Po za
tym to tylko ludzie i moze i przeczytają cały wpis to zrozumieją jedynie
fragment który ich dotyczy, bo na reszte właściwie nie mają co powiedzieć.
Zjednej strony powinno się usunąć komentarze nie na temat, z drugiej skoro
Ty pozwalasz sobie na dygresję, jakieś skojarzenia, to moze i owi ludzie też
sobie na nie pozwolili. Wkońcu gdyby nie taki post to by nie powstał taki
komentarz. To chyba kolejna z serii spraw pt jeśli chce sie być pełnym
akceptacji i tolerancji to czy należy to stosować nawet wobec tych którzy nas
nie szanują?