Steve Yegge, Google z punktu widzenia Nooglera:
Wpadłem tam na gościa którego trochę znałem. Kilka miesięcy temu przeprowadzałem z nim rozmowę kwalifikacyjną dla mojej starej firmy, ale on olał naszą ofertę i poszedł do Google. Czuliśmy się
spiardlewydymani, bo to była najzdolniejsza osoba w grupie. Pamiętam że przeszedł wszystkie pytania w 12 minut, a potem już tylko rozmawialiśmy o tym w jaki sposób absolwenci wybierają miejsca pracy. Jego wnikliwe uwagi na ten temat stały się początkiem mojego mini-inwestygacji-dochodzenia, którego efektem było to że aplikowałem do Google.Owe „śledztwo” zaczęło się od pogaduszek z absolwentami, dlaczego właściwie nie chcieli u nas pracować. Potem poszukałem trochę dalej, i jeszcze trochę dalej, aż w końcu odkryłem że Google ma coś w rodzaju horyzontu zdarzeń, poza którym każdy zostaje nieuchronnie wessany. Każdy kto pracuje w innej firmie i zainteresuje się, dlaczego właściwie ludzie chcą pracować dla Google, koniec końców tam aplikuje, o ile ma odwagę. I to jest też trochę straszne – rekrutacjo-marketing w Google osiągnął punkt w którym masa bystrych i doświadczonych osób zastanawia się czy w ogóle mieliby szanse dostać ofertę.
Podczas ostatniej rozmowy kwalifikacyjnej (etap 2/4), miałem okazję zadać kilka pytań. Między innymi, potwierdziła się plotka że w Google można poświęcić 20% czasu na dowolny (sensowny) projekt, pod warunkiem że nie jest to nasz główny projekt. I nie chodzi tu o czas po godzinach czy weekendy. Chodzi tutaj o czas poniedziałek-piątek od dziewiątej do piątej. Spanie się akurat nie kwalifikuje, ale jeżeli jest to inny projekt w Google albo projekt open-source to proszę bardzo!
Komentarze
©2003-2024 Maciej Bliziński