Od stycznia 2015 prowadzę Bullet Journal, notes do spraw organizacyjnych.
O ile w obecnie jestem z niego zadowolony, to na początku nie było ani dobrze,
ani łatwo. Nie z winy systemu, tylko mojej, bo musiałem się oduczyć złych
nawyków, i zmienić podejście do paru spraw.
Na początku zabrałem się na zapisywanie wszystkiego co mam do zrobienia, lub co
chciałbym zrobić. Lista urosła mi do jakichś 200 pozycji. Realizowanie punktów z
listy było o tyle trudne, że przy samym spojrzeniu na listę wpadałem w lekką
panikę i chciałem uciekać. Tak jak gdyby mój mózg stwierdzał że nagle musi robić
te wszystkie rzeczy naraz. Nie było to przyjemne. System jednak pomógł, dlatego
że po pierwsze pomógł problemom wyjść na światło dzienne, a po drugie pomógł je
rozwiązać.
Instrukcję tworzenia bujo można sobie zobaczyć na stronie w postaci 4-minutowego
filmiku, więc tylko napiszę moje osobiste wrażenia.
Na początku zapisywałem wszystko niby zgodnie z instrukcją, ale trochę jak
popadło, i wszystko co przychodziło mi do głowy lądowało w logu dziennym.
Wiedziałem, że nie będę w stanie robić na bieżąco. wszystkiego co mi się
przypomina, ale i tak chciałem „złapać” wszystkie rzeczy które mi chodziły po
głowie.
Logowałem nieregularnie, np. w marcu 2015 zapisałem 21 dni, a w lipcu 2016
tylko 9 dni. No ale to być może z powodu wyjazdów.
Od wiosny 2016 wożę bujo do pracy, co pomaga mi w pamiętaniu, żeby załatwić
sprawy które wymagają np. wykonania jakiegoś telefonu w godzinach pracy urzędów.
Coraz częściej siadam do bujo wieczorem żeby zapisać rzeczy na następny dzień.
Rano mam gotową listę, i od razu wiem co robić, nie muszę się straszyć tą dużą
listą.
Co robiłem dobrze
- Prowadziłem bujo konsekwentnie, dzięki czemu z czasem udało mi się poprawić
sposób w jaki to robię.
- Z czasem udało mi się zapisać wszystko co mam / miałbym ochotę zrobić, i
teraz jestem spokojny że wszystko tam mam i niczego nie zapomnę.
- Z czasem nauczyłem się rozbijać większe rzeczy na małe zadania.
- Wyjątkowo trudne / denerwujące / „straszne” rzeczy wspomogłem metodą Pomodoro
(używając aplikacji).
Jeżeli miałem coś trudnego, zamiast „zrobić X” (co brzmi dość kategorycznie i
odstręczająco) zapisywałem „spędzić 25 minut na temacie X”, co jest
przystępniejsze, i co najważniejsze, kończy się po 25 minutach! A w ciągu
tych 25 minut udawało mi się jeżeli nie zrobić tę rzecz do końca, to
przynajmniej dowiedzieć się jak się do niej zabrać, zrobić notatki na
przyszłość, i rozbić dalszą część na mniejsze punkty.
Co robiłem źle
- Przez długi czas nie wydzielałem rzeczy ważnych od mniej czy zupełnie
nieważnych, przez co te ważne ginęły w tłumie.
- Prowadziłem długą (~60 pozycji) listę miesięczną, którą co miesiąc bez sensu
przepisywałem, wiedząc że większości i tak w tym miesiącu nie zrobię.
- Jak już zacząłem planować następny dzień, to wrzucałem do niego
niemiłosiernie dużo rzeczy naraz, i potem albo wieczorem miałem już
serdecznie dość, albo byłem zmuszony przenosić rzeczy na następny dzień, co
było demoralizujące.
- Czasami po prostu nie wykonywałem tego co było zaplanowane. Łatwo jest
zapisać rzecz do zrobienia, trudniej jest ją zrobić. Kiedy widziałem wpis
którego wcale nie miałem ochoty robić, wzbierało we mnie „nie, kurwa, nie!” i
nie robiłem tej rzeczy. To nie jest problem z samym bujo, tylko z moim
podejściem. Po pierwsze, planując, nie próbowałem sobie wyobrazić jak tak
naprawdę się do danej rzeczy zabiorę.
Co poszło dobrze
- Wdrożyłem organizację i planowanie do swojego działania, na stałe.
- Dzięki bujo rzeczy które miały tendencję do „uciekania mi”, zapominania,
przestały mi uciekać.
- Zabrałem się do szerego rzeczy z kategorii mało pilnych lecz istotnych,
takich jak np. kupowanie domu.
- Z czasem zredukowałem listę miesięczną do około 10 istotnych pozycji.
Co poszło źle
- Mam w zeszycie zapisany szereg istotnych rzeczy, które wciąż nie są zrobione,
choć powinny.
- Integracja spraw zawodowych z bujo się nie udała. Nie chciałem prowadzić
dwóch zeszytów, a wmieszanie spraw zawodowych do bujo które było dotychczas
osobiste przy pierwszej próbie zupełnie mi się nie spodobało. Więc w pracy
używam zupełnie innego systemu (GTD oparty na etykietach gmailu).
- Przez długi czas nie prowadziłem Future Loga, czli nie stawiałem terminów
pewnym sprawom, i przez to odwlekały się w nieskończoność.
- Miałem okresy kiedy planowanie w bujo odczuwałem jak przelewanie z pustego w
próżne, kiedy pisałem rzeczy do zrobienia, czując, że i tak ich nie zrobię.
Ale to było prawdopodobnie spowodowane moim ogólnie kiepskim stanem
psychicznym.
- Wciąż mam jakieś 50 pozycji na liście „kiedyś, być może”. Ta lista w ogóle
nie powinna istnieć. (Ale jeszcze się za nią zabiorę!)
Wnioski na przyszłość
Muszę się dokładniej przyjrzeć jak szacować, ile rzeczy jestem gotów zrobić
jednego dnia. Ile rzeczy w ciągu dnia powszedniego, i ile w weekend.
Zamiast próbować robić rzeczy jak najszybszym tempie, powinienem znajdywać
rzeczy które mają terminy i wyrabiać się przed tymi terminami.
Wyostrzyć zmysł oceny ważności zadań, i pogodzić się z tym, że pewne rzeczy nie
zostaną zrobione, mimo tego że „tak by było fajnie”. Na przykład, galeria zdjęć
z wakacji. Fajna rzecz, ale, serio, nie mam już siły. Obok mam rzeczy naprawdę
ważne.
A co najważniejsze, zeszyt prowadzić dalej, bo im dłużej to robię, tym lepiej mi
idzie.