...dowód na to również istnieje
Ostatnio w kilku rozmowach podnosiłem kwestię istnienia rzeczy i istnienia
dowodu na nie. Teza którą przedkładałem, zainspirowany jedną dyskusją, brzmi
tak:
„Jeżeli coś istnieje, to istnieje również dowód na to.”
Ku mojemu zaskoczeniu, wiele osób się z tym nie zgadza! W tym programiści
i naukowcy z doktoratami.
Komentarze
- sharnik (2007-07-12 13:26:04): Masz na myśli istnienie dowodu tu i teraz,
czy istnienie w sensie „jest mozliwym do udowodnienia, ale aktualnie
(jeszcze) nie wiemy jak to zrobić”?
- AdamK (2007-07-12 14:06:52): Zasada nieoznaczoności Heinsenberga, w ogólnym
rozumieniu, przeczy konieczności istnienia dowodu na rzeczy które
istnieją.
- yachoo (2007-07-12 14:23:58): No przecież może sobie istnieć we
wszechświecie jakaś nieodkryta planeta, ale nikt jeszcze tego nie udowodnił.
Kiedyś może to udowodnić, ale w tej danej chwili dowód nie istnieje…
Twoje twierdzenie zależy od interpretacji.
- Claygirl (2007-07-12 14:31:03): Ja mogę zgodzić się tylko z: „Jeżeli
coś istnieje, to istnieje również dowód na istnienie tego.”
- hcz (2007-07-12 15:01:09): Obawiam się, że to kwestia światopoglądu a nie
wykształcenia, przy czym granica nie musi być wcale tożsama z granicą między
wierzącymi i niewierzącymi. Immanuel Kant twierdził, że niemożliwe jest
poznanie rzeczy samych w sobie a zasadę nieoznaczoności jak widać można
zinterpretować tak, by potwierzała tę tezę (choć moim zdaniem to gruba
nadinterpretacja). Dziwi mnie natomiast Twoja naiwność. Większość
ludzi na świecie wyznaje jakąś religię. Ci ludzie od dziecka uczeni byli, że
największa cnota to „nie zobaczyć a uwierzyć”. Wielu ludzi uznaje
różdżkarstwo i bioenegoterapię za dziedziny nauki. Wszystkie
koleżanki mojej Ewy z jej poprzedniego miejsca pracy chodziły do wróżki. Kiedy
zmieniała pracę na rozmowie kwalifikacyjnej spytano ją o znak zodiaku.
- Automaciej (2007-07-12 16:10:48): @sharnik: Mam na myśli „jest możliwym do
udowodnienia (jak, to osobna kwestia), przy czym, jak to zrobić, możemy
wiedzieć lub nie”. @Claygirl: Wydawało mi się że to jest dokładnie
to samo… (btw, na czym polega różnica?) Jeżeli ktoś jeszcze jeszcze chce
się doszukiwać zbytnich skrótów myślowych: „Jeżeli coś istnieje to istnieje
również dowód na istnienie tego czegoś co jest określone słowem «coś» na
początku tego zdania które właśnie czytasz.” @hcz: Myślałem że już
się przyzwyczaiłeś do mojej naiwności! :-) Co do wykształcenia, naukowcy
prowadzą badania, robią pomiary, posługują się statystyką i stosują tę zasadę
(lub przynajmniej powinni!) do wszystkich swoich badań. Dlaczego nagle jakiś
inny fragment świata ma się rządzić innymi prawami? Czy doświadczenie
akademickie tego nie uczy?
- hcz (2007-07-12 22:38:41): @Automaciej: Musieliby wyrzucić na śmietnik coś,
co jak im wmawiano od dzieciństwa jest największą wartością. Dlatego dzielą
sobie rzeczywistość na dwa podzbiory. Jeden z nich to domena rozumu, drugi
— domena wiary. Czasami są rozłączne a czasami nie. W części wspólnej
może pojawić się na przykład kask Kubicy.
- i0 (2007-07-13 14:09:48): Dobrze, masz już tezę. Teraz przeprowadź dowód na
istnienie dowodu istnienia wszystkiego co istnieje. We wnioskach
możesz też umieścić uwagi co do osiągalności Każdego Dowodu Na Cokolwiek. Plus
zdanie Schrödingera i zjawisko Observer’s Paradox. Ostatecznie wskaż
różnice między brakiem dowodu a dowodem nieosiągalnym. ;)
- Biały (2007-07-14 18:21:32): Odrzucenie sformułowanego przez Ciebie
twierdzenia nie oznacza wcale odrzucenia rozumu i przejścia na pozycje
religijne. Jak mógłby wyglądać np. dowód na istnienie oryginalnej „Mona
Lisy”?
- Automaciej (2007-07-15 15:43:00): @i0: A co z definicją istnienia?
- Biały (2007-07-15 16:54:22): Związek przejawia się w sugestiach w samym
wpisie („w tym programiści i naukowcy”), jak i w niektórych komentarzach, że
przyjęcie omawianego twierdzenia stawia nas niejako po stronie rozumu, a
odrzucenie – po stronie wiary religijnej. Stanowisko to nie zostało przez
nikogo wypowiedziane wprost, ale niejako „wisiało w powietrzu”, więc
postanowiłem je wywołać i się odnieść. Na moje pytanie o Mona Lisę
odpowiedziałeś odbiciem piłeczki, na zasadzie: „ja coś twierdzę i oczekuję, że
jeśli nie mam racji, to ktoś mi to zaraz udowodni”. No dobrze.
Zajrzyjmy do encyklopedii i zobaczmy, co to jest dowód. „skończony
ciąg zdań uzasadniający prawdziwość danego twierdzenia; również wytwór
czynności dowodzenia.”
http://encyklopedia.pwn.pl/haslo.php?id=3894029 „rozumowanie
analityczne, dedukcyjne lub inne, które prowadzi do wykazania prawdziwości
pewnego twierdzenia przy użyciu umownie dopuszczalnych i uznanych środków jak
aksjomaty, zasady rozumowania oraz założenia twierdzenia.”
http://pl.wikipedia.org/wiki/Dowód Innymi słowy, dowód zawsze
przeprowadza się w jakimś stworzonym przez ludzi systemie rozumowania, przy
użyciu stworzonych przez ludzi do opisu świata pojęć. Kiedy więc formułujesz
swoje twierdzenie, że „dla każdego X: X istnieje => dówód X istnieje”,
należy zapytać: no dobrze, ale dowód w jakiej aksjomatyce? Świat sam w sobie
nie jest przecież systemem formalnym. Dowód to manipulowanie pojęciami w
jakimś modelu. Na „goły” świat trzeba więc dopiero nałożyć jakiś model opisu,
wprowadzić jakieś pojęcia, żeby można było dopiero w owym modelu przeprowadzać
jakiekolwiek dowody. Co więc właściwie oznacza Twoje twierdzenie?
- i0 (2007-07-15 19:18:31): @Automaciej: ha, widzisz. Tu jest nieskończona
rekurencja tezy i bez odpowiednio dobranego aksjomatu się nie obędzie. Tego
zabrakło. Co zresztą IIUC pisze człowiek
obok. :P
- hcz (2007-07-16 01:58:16): @Biały: Co to jest „oryginalna
<<Mona Lisa>>”?
- Automaciej (2007-07-16 02:37:10): @Biały: Mnie też interesuje to co hcz
(Mona Lisa). Przez naukowców rozumiem tutaj osoby które, prowadząc
badania, udowadniają swoje tezy i nie przyjmują ich, dopóki tezy te nie są
udowodnione. Nie rozważam tutaj szczegółów dowodzenia; w różnych dziedzinach
dowodzenie może wyglądać inaczej, wystarczy że mamy ogólnie przyjęty standard
rozumowania i dowodzenia twierdzeń. To co mnie dziwi, najlepiej opisał hcz:
„dzielą sobie rzeczywistość na dwa podzbiory. Jeden z nich to domena rozumu,
drugi — domena wiary.” Dziwi mnie, że dzielą świat na dwa podzbiory w sposób
arbitralny, nie mając ku temu innych przesłanek niż tradycja czy
psychologiczna presja społeczna czy rodzinna. Co do odbijania
piłeczki, to rozumiem Twój zarzut, pokazałem że nie obaliłeś mojego
twierdzenia, ale nie przedstawiłem dowodu nie. Nie podejmuję się udowodnienia
tego twierdzenia, chciałbym jednak zwrócić uwagę że jest ono powszechnie
przyjęte odnośnie teorii naukowych: „Jeżeli teoria naukowa jest prawdziwa,
istnieje dowód na tę teorię”. Teorie naukowe dotyczą najczęściej istnienia
zjawisk czy obiektów, więc można powiedzieć że „jeżeli jakieś zjawisko
istnieje, istnieje również na nie dowód”. Twierdzenie to stanowi podstawę
pracy naukowca. W związku z tym, zamiast je udowadniać, odwołam się do jego
powszechnej akceptacji w świecie naukowym. Jeżeli jednak rozszerzymy
to twierdzenie z teorii naukowych czy zjawisk na wszystkie rzeczy które
istnieją, nagle pojawia się opór, i tego właśnie nie rozumiem. Co do
aksjomatyki, nie chcę jej tutaj rozważać, zakładam że istnieją naukowcy którzy
mają swoje standardy dowodzenia; rozważam tylko to, dlaczego czasami stosują
te standardy, a czasami nie.
- Marek (2007-07-18 03:39:21): Co to znaczy „istnieć”? Czy myśl
istnieje? Czy miłość istnieje? Czy próżnia istnieje? Czy nicość istnieje?
- hcz (2007-07-18 06:58:33): „Ale przecież nikt nie widział grawitacji,
jedynie odczuwa jej skutki. […] Podobnie jak z energiami wykorzystywanymi
przez uzdrowicieli.” No właśnie chodzi o to, że nie
podobnie…
- Marek (2007-07-18 13:55:46): @hcz: A możesz wyjaśnić, na czym polega
różnica, Twoim zdaniem, pomiędzy grawitacją a energią wykorzystywaną przez
uzdrowicieli? Bo że różnice są to jasne. Ale nieuchwytność obu tych sił i
trudności z ich matematycznym opisaniem do pewnego momentu istnienia ludzkości
wydają mi się podobne. Tyle, że może jedną już opisano, a drugiej jeszcze (?)
nie? Ale brak dostępnego dowodu nie dowodzi nieistnienia dowodu. :)
- hcz (2007-07-18 20:59:28): Różnica polega na tym, że wyrazowi grawitacja
odpowiada jakieś pojęcie, a „energie wykorzystywane przez
uzdrowicieli” to bezsensowna zbitka słów.
- Marek (2007-07-21 02:14:56): @hcz: Dla niewidomego „zielony z odcieniem
żółtawym, w różowe centki” to też bezsensowna zbitka słów. Są na świecie takie
„cosie”, które są doświadczane tylko przez niektórych. Fakt niedoświadczania
przez kogoś nie dowodzi nieistnienia. I nie dowodzi bezsensowności.
- hcz (2007-07-24 10:35:18): I czego niby ma dowodzić ta przypowieść o
witaminach? Ja twierdzę, że jakiś ciąg wyrazów nie ma sensu, a Ty
na to, że jakiś inny ma. To jest argument? W swoich komentarzach
powtarzasz wielokrotnie to samo stwierdzenie (choć ubierasz je w różne
słowa): to, że nie potrafimy dowieść czegoś teraz, nie znaczy, że
nie będziemy potrafili dowieść tego kiedyś. Jeśli usiłujesz mnie do tego
przekonać, to chciałbym Cię uspokoić — nigdy nie twierdziłem
niczego innego, ani nawet nie znam nikogo, kto by twierdził. Nie
widzę natomiast powodu, dla którego miałbym wierzyć ludziom, którzy nie
potrafią w żaden sposób dowieść swoich racji. Dlatego zwykle
szczuję psami Świadków Jehowy, księży chodzących po kolędzie,
domokrążców oferujących różne cudowne i kosztowne wynalazki i — w
końcu — wszelkiej maści uzdrowicieli. Ciąg wyrazów
„energie używane przez uzdrowicieli” nie ma sensu, bo jak
dotąd nie udało się nikomu dowieść, że istnieją jacyś uzdrowiciele. A nawet gdyby się udało, należałoby najpierw spróbować wyjaśnić
naturę ich „mocy” w ramach istniejących teorii. Ale po co
zawracać sobie głowę. To nudne i męczące a efekt niepewny. Lepiej
opowiadać banialuki o tajemniczych „energiach” —
ciemny lud to kupi. Oczywiście nie mogę być pewien, że nikt nigdy
nie przejdzie tej całej drogi i nie udowodni istnienia tych
nieszczęsnych „energii”. Wtedy przestanę marudzić. Ale na
razie napis „energie używane przez uzdrowicieli” ma taką
samą wartość jak „zielony kolor skóry pilotów latających
spodków” czy „pamięć wody jako wyjaśnienie działania leków
homeopatycznych”.
- Biały (2007-07-29 00:38:40): „Oryginalna «Mona Lisa»” to nic innego jak
„obraz olejny namalowany na desce z topoli o wymiarach 77 cm x 53 cm przez
sławnego malarza włoskiego renesansu, Leonarda da Vinci” (za Wikipedią).
Oryginalna, w odróżnieniu od kopii. Ale nie zagłębiajmy się w szczegóły.
- hcz (2007-07-29 01:57:01): @Biały: Pod tym wszystkim co napisałeś podpisuję
się wszystkimi kończynami. Chodzi o to (ja tak uważam — Automaciej
pewnie uzna za stosowne wypowiedzieć się w swoim imieniu) że świat nie jest w
żaden sposób „dualny” — nie istnieją „rzeczy”
które z natury nie poddają się naukowym metodom. Oryginalną „Mona
Lisę” (jeśli istnieje) można oglądać, badać skład chemiczny farby,
porównywać pociągnięcia pędzla z innymi pracami Leonarda da Vinci…
- Biały (2007-07-29 19:22:46): Z „Mona Lisą” wprowadziłem trochę zamieszania.
Chodziło mi o to, że nie ma sposobu na przeprowadzenie dowodu, że posiadany
obraz jest oryginałem. Jedyne, co można zrobić, to przeprowadzić wszystkie
testy, jakie się potrafi przeprowadzić, i stwierdzić: „nie widzimy nic, co by
wskazywało, że to falsyfikat”. W kwestii dualności świata jak
najbardziej się zgadzam. Zasada, że coś „nie poddaje się nauce” to chowanie
głowy w piasek przez apologetów religijnych. Dość zresztą obłudne, bo nie mam
wątpliwości, że wszyscy oni natychmiast i bez żalu odrzuciliby tę zasady,
gdyby tylko dostali do ręki jakieś badanie potwierdzające autentyczność Całunu
Turyńskiego, skuteczność modlitw, kreacjonizm, istnienie duszy albo coś w tym
rodzaju, i zaczęliby gardłować, że nauka jest po ich stronie. Ale skoro nauka
nie jest po ich stronie, trzeba udawać, że nauka ich nie dotyczy. Być
może Wasze twierdzenie – to o dowodach – cierpi przez niefortunne
sformułowanie, użycie mętnego w naukach przyrodniczych pojęcia „dowód”. Być
może to wprowadziło nieco zamieszania. Oto, jak ja to widzę: Świat
jest siecią wzajemnych powiązań i oddziaływań. Wszystko, co można podejrzewać
o istnienie, w jakiś sposób oddziałuje z resztą (gwiazdy, kamienie, ludzie,
bogowie wykonujący cuda, dusze dostarczające jakoś decyzji do mózgu), daje się
badać, za pośrednictwem badań tych oddziaływań. Owe badania świata nazywamy
„nauką”. Jeśli więc twierdzimy, że coś nie daje się badać naukowo, to
tym samym uznajemy, że to coś w żaden sposób nie przejawia się, nie oddziałuje
z naszym światem realnym – a więc nie jest częścią świata realnego, nie
istnieje w nim – czyli po prostu nie istnieje.
- matusz (2007-09-25 00:21:04): @automaciej po pierwsze – to
zdanie oznacza również, że ‘jeśli coś nie istnieje, to istnieje dowód na
to, że to coś nie istnieje’ po drugie – nauka nie zajmuje
się ‘istnieniem’, nauka zajmuje się zgodnością modelu z
obserwacją, ‘istnieniem’ zajmuje się filozofia po trzecie
– http://pl.wikipedia.org/wiki/Twierdzenie_G%C3%B6dla – i to jest
zasadniczo argument zabijający tezę przedstawioną we wpisie głównym oraz
przekonanie o racjonalności ateizmu
- automaciej (2008-02-25 10:37:39): Prawda emocjonalna?!Ten post
nie jest o emocjach, emocje są w porządku. Ten post jest o prawdzie.Nakład książki Dziwny przypadek psa nocną porą jest już dawno wyczerpany, i
książkę można albo upolować w bibliotece, albo na Allegro, gdzie osiąga ceny
typu[…]
- Automaciej (2008-02-25 11:05:49): @matusz: Musiałem trochę
poczytać żeby porządnie odpowiedzieć na Twój komentarz. I wygląda to tak:
©2003-2024 Maciej Bliziński