Rozmowa odbywała się po angielsku, i szła mniej więcej tak:
Mężczyzna: Słyszałem że jesteście z Polski. Skąd dokładnie?
Automaciej: Z Warszawy.
Mężczyzna: Byłem kiedyś w Warszawie, odwiedziłem też Wrocław.
Automaciej: O, bardzo dobra wymowa! Właśnie tak wymawia się „Wrocław” po
polsku.
Mężczyzna (prawidłowo wymawiając po polsku): Dziękuję bardzo.
Automaciej: Dużo bywałeś w Polsce?
Mężczyzna: Nie, byłem tylko raz. Jestem aktorem.
Automaciej: Aktorem, wow. Tak, teraz rozumiem skąd taka dobra wymowa.
Pogadaliśmy sobie, facet opowiedział nawet ciekawą historyjkę o tym, jak był w Polsce w 1985.
Po powrocie do domu zainteresowałem się, z kim w ogóle miałem do czynienia. Bo przez cały czas miałem wrażenie, że gdzieś… tego… faceta… widziałem.
Zastanawiam się, jak to jest być znanym aktorem i skapować się, że osoba z którą rozmawiamy, nie ma pojęcia, kim w ogóle jesteśmy. Akcja trochę jak z przyjęcia urodzinowego w filmie Notting Hill.
A może to dla aktora jest nawet fajne, że ktoś z nim rozmawia po prostu jak z człowiekiem, zamiast rozdziawiać gębę i prosić o autograf.
Komentarze
- Kasia Rogowska (2007-12-18 11:35:21): Jeśli aktor nie jest zapatrzony w siebie i swoją sławę, to myślę, że to dla niego miła odmiana, gdy ktoś z nim rozmawia jak ze „zwykłym” człowiekiem. BTW, ja też bym go nie rozpoznała (w sumie nawet nazwisko nic mi nie mówi…), ale przez głowę szybko przeleciała mi myśl o podobieństwie do Jacka Nicholsona :)